Jak do tego doszło nie wiem

Leżąc na plaży w Sibinj Krmpotski zastanawiałem się jak to się stało, że jestem w Chorwacji i smażę się w ponad 30-stopniowym upale. Zaczęło się od lampki wina, która okazała się pierwszą kostką domina. Potem wszystko już poleciało.

Pogoda nad Bałtykiem - średnia, zwłaszcza na noc w namiocie. Miał to być też pierwszy wyjazd Kini pod namiot, więc nie chcieliśmy aby zraziła się do takiej formy noclegu. W takim razie gdzie? Zaczęliśmy szukać alternatywy w podobnej odległości i wyszło nam, że dokładając około 150km, możemy dojechać nad Adriatyk.

Dłużej się nie zastanawialiśmy i rano organizowałem już nocleg i winiety. Kemping, do którego się udaliśmy to Camp Kozica. I tak dwa dni po otwarciu wina, byliśmy już na miejscu.

Kvarner to nie Dalmacja

Po przybyciu na miejsce, pierwsze co rzuciło nam się w oczy to roślinność, zdecydowanie inna niż ta, którą widzieliśmy w Dalmacji. Brakowało nam oliwek, fig, winorośli i kwiatów. Za to do morza i pogody nie mieliśmy żadnych uwag.

Kemping okazał się świetny. Miejsca było bardzo dużo, więc mogliśmy przebierać w parcelach do woli. Toalety i prysznice zadbane i czyste, a do tego sklepik na miejscu. Jedyny problem jaki nas spotkał to brak możliwości rozpalenia grilla. Ale i bez tego sobie poradziliśmy. Poradziliśmy sobie również bez adaptera pozwalającego podłączyć się do prądu, o potrzebie którego jako kempingowi laicy nie mieliśmy pojęcia.

Radość bycia

Przyjeżdżając tu na te kilka dni, pragnęliśmy jak najlepiej wykorzystać ten czas. Czerpaliśmy więc chwile garściami. Kinia garściami przerzuciła również tonę kamieni z plaży do morza. Godziny upływały nam na zabawach w wodzie, aż do zsinienia ust i dłużej, pływaniu na pingwinku, graniu w gry i podziwianiu gwiazd. Jesteśmy szczególnie zadowoleni z wrażeń Kini, która na każdym kroku wspominała jak to jej się tu wszystko podoba i jak fajnie się śpi w namiocie. Myślę, że jeszcze nie raz będzie miała okazję się o tym przekonać.