Pewnego kwietniowego popołudnia, popijając kawkę na balkonie pomyślałem sobie na głos, że chciałbym wejść na latarnię morską i odetchnąć morskim powietrzem. Męczyła mnie bowiem już od kilku dni alergia na brzozę, której miałem już serdecznie dość. Myśl ta bardzo spodobała się Kasi i od tego momentu codziennie po kilka razy sprawdzaliśmy jaka pogoda szykuje się na długi weekend nad Bałtykiem. Do samego końca nie byliśmy pewni czy pojedziemy ale zdecydowaliśmy, że jedziemy. Najwyżej cały weekend będziemy grać w planszówki.
Męczyła mnie bowiem już od kilku dni alergia na brzozę, której miałem już serdecznie dość. Myśl ta bardzo spodobała się Kasi i od tego momentu codziennie po kilka razy sprawdzaliśmy jaka pogoda szykuje się na długi weekend nad Bałtykiem. Do samego końca nie byliśmy pewni czy pojedziemy ale zdecydowaliśmy, że jedziemy. Najwyżej cały weekend będziemy grać w planszówki.
Wybór padł na Polne Domki w Darłówku. Po całonocnej podróży docieramy rankiem do Darłowa. Pierwsze co robimy to idziemy na spacer nad Bałtyk. Pogoda wyśmienita, dlatego przechodzimy deptakiem wzdłuż Wieprza i docieramy na plażę. Mimo zmęczenie po podróży niezmiernie cieszy nas ta chwila. Szczególnie Zuzię, która ze szczęścia zaczęła swoje tańce i wygibasy.
Musieliśmy jednak przerwać tymczasowo te harce i pojechaliśmy zobaczyć nasze Polne Domki. Było lepiej niż myśleliśmy. Zarówno domek jak i cały terem wokoło był bardzo zadbany. Jedno tylko mnie zmartwiło. Wzdłuż całego płotu rosły tuje ale jak na złość obok naszego domku musiały być brzozy.. no trudno jakoś przeżyję.
Gdy tylko zaszło słońce zrobiło się nieco chłodnawo. Ale i o tym pomyśleli właściciele udostępniając nam przenośny grzejnik, dzięki czemu mieliśmy w środku wystarczająco ciepło.
Ranek przywitał nas pięknym słońcem więc długo nie czekając pojechaliśmy na plażę. Spędziliśmy tam kilka godzin, po czym udaliśmy się na obiad. Oczywiście musiała być rybka. Kierując się opiniami trafiliśmy do smażalni Atol. Był to strzał w dziesiątkę. Pierwszy raz w życiu jedliśmy tak dobrą zupę rybną nie wspominając o dorszu w cieście piwnym. Dzieciaki z zazdrością patrzyły jak zajadamy się rybkami, ponieważ wcześniej zdecydowały, że oni nie chcą rybki tylko fast foody. Ich strata.. Po tak sytym obiedzie z trudem dobrnęliśmy do domu.
Wieczorkiem wybraliśmy się na zachód słońca. Zuzka koniecznie chciała zrobić sobie sesję ze słońcem. Do ostatniej chwili próbowała wymyślić jakieś ciekawe pozy i gdybyśmy jej nie zawołali to przegapiła by zachód.
Jako, że nasz pobyt trwał tylko trzy dni kolejny dzień miał być już tym ostatnim, dlatego od rana miałem w myślach latarnię morską. W końcu po to tu przyjechałem. Na dodatek były to moje urodziny :) Spakowaliśmy wszystko do samochodu i pojechaliśmy na plażę. Pogoda nas nie zawiodła. Kolejne kilka godzin na plaży przeminęło nam na spacerach, kopaniu w piachu i błogim leżeniu wsłuchując się w fale.
Czas nam się kończył a jeszcze musieliśmy zjeść obiadek i wejść na latarnię. Podczas wejścia na nią dowiedzieliśmy się, że Kasia ma lęk wysokości. Dzieciaki miały niezły ubaw z tego powodu :)
Potem podążyliśmy do znanej nam już smażalni, ale tym razem dzieciaki zrezygnowały z fast foodów i razem z nami jedli rybki. Najedzeni wyruszyliśmy w drogę powrotną. Pomimo tak, krótkiego pobytu czuliśmy się bardzo wypoczęci. Tego nam było trzeba.