Spokojna niedziela
Na ten dzień nie miałem wcześniej za bardzo pomysłu. Kasia z Zuzią wyjeżdżały rano do Sosnowca na zawody gimnastyczne, ja zaś po południu miałem jechać po brata na lotnisko. Resztę czasu mieliśmy spędzić spokojnie w domu. Jednak patrząc dzień wcześniej wieczorem na prognozy żal było tak pięknej pogody, więc po namowach Kasi zaproponowałem Kamilowi, że przejdziemy się na Babią Górę z Kinią. Chwila namysłu z jego strony i postanowione.
Musieliśmy wstać dosyć wcześnie, bo o 16 musiałem być z powrotem, żeby nie spóźnić się po brata. Kini nie bardzo się to podobało i początkowo nie wiedziała co jest grane ale po chwili zaskoczyła. Na Przełęcz Krowiarki dojechaliśmy przed 9. Miejsce na parkingu jeszcze znaleźliśmy ale robiło się już ciasno. Szybciutko ruszamy do kasy i równo o 9 wchodzimy na szlak.
Sama
Bałem się trochę, że Kinia nie będzie chciała siedzieć w plecaku i będzie marudzić, ale była tak bardzo zainteresowana lasem i patyczkami, że do Sokolicy doszliśmy w bardzo dobrym tempie. Krótki odpoczynek i ruszamy dalej. Jednak teraz Kinia zaczęła iść sama. Szło jej bardzo dobrze, a patrząc na proporcję jej nóżek do kamieni, na które wchodziła, to już w ogóle jestem pełen podziwu. Wzorem innych znalazła sobie również patyczek, którym się podpierała. Co chwilę słyszeliśmy jak przechodzący obok turyści z zachwytem komentują tą małą alpinistkę.
Baba Duja
Po drodze staraliśmy się nauczyć ją nazwy Babia Góra. Dość szybko załapała i po chwili już powtarzała Baba Duja. Zmęczona wędrówką na własnych nóżkach postanowiła wrócić do plecaka. Szło się bardzo dobrze. Lekki wiaterek ochładzał rozgrzane przez słońce ciała, ludzi na szlaku dużo ale bez przesady, tempo odpowiednie, czego chcieć więcej. I tak sobie maszerując już po 2 godzinach stanęliśmy na Diablaku.
Na szczycie spędziliśmy około 30 minut po czym zaczęliśmy schodzić w stronę schroniska na Markowych Szczawinach. Kinie tak przyjemnie bujało w plecaku, że zasnęła. Musiałem przez to zmienić sposób schodzenia na trochę spokojniejszy, co by jej nie rzucało za bardzo, mimo to po około godzinie byliśmy już w schronisku i czekaliśmy na zupkę. Reszta trasy to spacerek Górnym Płajem z powrotem na Krowiarki gdzie byliśmy chwilę po 14.
A mogliśmy spokojnie siedzieć sobie w domku ;)
Zuzka w tym czasie robiła takie rzeczy i chyba nam bardzo zazdrościła tego wejścia :)