Od dawna marzyliśmy z Kasią o tym, żeby pojechać gdzieś sami, bez dzieci. Wybraliśmy długi weekend listopadowy, a że w tym roku przypada 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę, to zyskaliśmy jeden dodatkowy wolny dzień. Na miejsce naszej podróży wybraliśmy Bukowinę Tatrzańską. W planach jakiś spacer po Tatrach, Krupówki, Gubałówka, termy i co nam się jeszcze tylko wymyśli. Niestety Kinia jest jeszcze za mała, żeby zostać na parę dni u babci dlatego bierzemy ją ze sobą. I tak najważniejsze, że odpoczniemy od ciągłych kłótni i marudzeń starszych dzieciaków.
Dzień pierwszy
Sobota rano wstajemy jak najwcześniej, żeby nie tracić dnia, odwozimy dzieciaki i ruszamy wolni do Zakopanego. Radość niesamowita :) Lepszej pogody nie mogliśmy sobie wymarzyć. Połowa listopada, a na niebie pełne słońce, zero chmur i do tego 15 stopni na plusie.
Wracając do moich popsutych pleców. Od powrotu z Warszawy każdego dnia miałem problemy z wyprostowaniem się. Wydawało mi się, że sobie z tym radzę, ponieważ ból mijał gdy trochę dłużej chodziłem albo brałem gorący prysznic. Wydawało mi się...
Do Zakopanego dojechaliśmy koło południa. Zatrzymaliśmy się na parkingu pod skocznią i dla mnie było już po wyjeździe. Nie dość, że miałem problem wyjść z samochodu, to jeszcze musiałem lecieć 500 metrów do bankomatu bo parkingowy nie miał wydać. Chociaż lecieć to może za dużo powiedziane. Jak tak teraz o tym myślę to musiałem wyglądać wtedy trochę jak Tofik z kabaretu Ani Mru Mru. Jednak cały czas jeszcze miałem nadzieję, że po prostu za długo siedziałem w samochodzie i za chwilę to rozchodzę. Na szczęście Kinga miała wózek i prowadząc go nie wyglądałem już tak idiotycznie. Nie chciałem też Kasi psuć wyjazdu więc próbowałem nie dawać po sobie poznać, że jest aż tak źle.
No więc idziemy na Gubałówkę. Spacer przez całe Krupówki uśpił Kingę. Nie obudziła się nawet gdy obok zabrzmiał dzwonek oznajmujący odjazd kolejki. Na szczycie wzięliśmy sobie grzane winko i udaliśmy się na pobliską łączkę aby tam w spokoju się relaksować w promieniach słońca. Siedzieliśmy tak z godzinę, ale gdy tylko słońce zaczęło zachodzić temperatura gwałtownie zaczęła spadać, więc jak najszybciej ewakuowaliśmy się stamtąd i postanowiliśmy udać się do jakiejś karczmy.
Ciężko było znaleźć coś wolnego na Krupówkach, ale w końcu się udało i mogliśmy zamówić misę lokalnych przysmaków. Po posiłku z bólem jakiego jeszcze wcześniej nie miałem musieliśmy dojść na parking pod skocznie. Wydawało by się, że to kawałeczek. Ale nie ma tak łatwo. Z każdym kolejnym krokiem byłem coraz bliżej ziemi. Po wejściu do auta myślałem, że już się nie ruszę. No ale trzeba było zajechać do hotelu. Kasia już wiedziała, że ze mną jest źle i proponowała, żeby może do szpitala podjechać, ale ja nie za bardzo jestem skłonny do korzystania z takich przybytków więc odmówiłem twierdząc, że wystarczy mi gorąca kąpiel.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po dotarciu do hotelu i po wejściu pod prysznic nic się nie zmieniło. Z trudnością, łapiąc się ścian doczłapałem do łóżka. To już był totalny koniec. Kasia załamana, Kinga chce się bawić ze mną, a ja nie jestem w stanie nic zrobić. Na szybko szukamy informacji w internecie i u znajomych. Jednak nic sensownego nie znaleźliśmy. Zostaje szpital. Jednak jesteśmy w Bukowinie i jak bym miał tu gdzieś zostać w szpitalu to lipa trochę. No więc podejmuję decyzje, że dziś jeszcze przeczekam i jutro najwyżej jak nie będzie lepiej to przeleżę cały dzień, a we wtorek rano udam się do lekarza. Za podjętą decyzję postanowiliśmy wznieść toast.
Dzień drugi
Kolejny dzień nie przyniósł nic nowego. Zszedłem na śniadanie jak kaleka i pojechaliśmy na źródła termalne. W głowie myśl, że na pewno pomoże takie wygrzanie pleców. Jakby to powiedział teściu: "taki ch*j jak słonia nos", było jeszcze gorzej. Kasia całkowicie zrezygnowana, bo nie dość, że nici z naszych planów, to jeszcze musi się cały czas zajmować Kingą, bo ja tylko leżę. Wieczorem, żeby trochę urozmaicić sobie czas wymyśliła, że pójdzie po pizzę. Wyszukała najbliższą pizzerię i poszła. Trochę długo jej nie było, ale jak się później okazało, lekko zabłądziła i dwukrotnie minęła lokal zanim do niego weszła. Wieczorem podczas telefonicznej rozmowy z rodzicami, tata podsunął nam świetny pomysł, bo skoro nigdzie nie możemy iść to chociaż przejedźmy się dookoła Tatr.
Dzień trzeci
Tak też zrobiliśmy. Droga dłuższa, ale zdecydowanie godna polecenia podczas dobrej widoczności. Do domu za kierownicą jechała Kasia, także mogłem w pełni oddać się podziwianiu górskich szczytów i przełęczy. Tyle nam zostało. Wyjazd nie wyszedł tak jak planowaliśmy i ciągle zastanawiamy się kto nam go tak pozazdrościł, że wszystko się posypało. Przyrzekłem Kasi, że wrócimy tu zdrowi i całkiem już sami.
Kończąc sprawę pleców to okazało się, że mam wypuklinę kręgosłupową. Czyli wypadł mi dysk tak trochę. Tak wiem śmieszne, programiście wypadł dysk, ha ha :) Wizyta u lekarza i fizjoterapeuty plus dwutygodniowe leczenie doprowadziło mój kręgosłup do normalności. Pozostaje o niego lepiej zadbać. Mam nadzieję, że to już koniec tej historii.